Minimalistyczny album dziecięcy

Hej hej!
Tu Mira Jurecka i dzisiaj chcę Wam pokazać najbardziej minimalistyczne podejście do albumu dziecięcego, jakie jestem sobie w stanie wyobrazić. Mniej i prościej już się chyba nie da...
Ale zacznijmy od początku...


Ci z Was (lub może powinnam napisać TE z Was?), którzy śledzą poczynania Family Portraits od samego początku - pamiętają zapewne, że FP zaczęło się od pewnego rocznego projektu blogowego, który realizowałam na naszym blogu. Były to comiesięczne inspiracje na konkretny - rodzinny temat i zestawy freebiesów. Wszystko wokół albumu dla mojej córki Oli, która wtedy - w 2015 roku - się urodziła. Tworzyłam wtedy na potęgę - nie dość, że prowadziłam duży album 12x12, to powstały wtedy także trzy albumy "Olkowe" - dokumentujące jej pierwszy rok życia. 

Przy dwójce dzieci to jednak totalnie inna bajka... 
Kiedy pojawia się w rodzinie drugie dziecko świat nie zmienia się tak, jak w matematyce: 1+1. Nasz rodzinny świat zakręcił się jakby przybyło do tej 1 conajmniej 5. Kto ma więcej jak jedno dziecko - na pewno zrozumie o czym mówię... Chaos, a nie żadna matematyka!
Dla Antosia - naszego drugiego dziecka wiedziałam, że trzy albumy raczej nie powstaną, choć i tak z dumą mogę się pochwalić, że duży - rodzinny album mam stale na bieżąco!
Dla Antosia postanowiłam stworzyć jeden album. Malutki. Instagramowy. 10x10 cm. Minimum jedno zdjęcie na każdy miesiąc. Nie zakładając absolutnie nic ponad to!
I tak jak zazwyczaj przygotowuję sobie bazę pod grudniownik - tak samo podeszłam do tego albumu.


Wykorzystując do tego celu kalkę i zestaw naklejek z literami i cyframi stworzyłam miesięczne przekładki.

Powstało też kilka przekładek z uniwersalnymi napisami, które jestem przekonana znajdą uzasadnienie swojej obecności w albumie: xoxo, wow i tym podobne.

Oprócz tego wybrałam pasujące do chłopięcego charakteru albumu karty z kolekcji Confetti i przycięłam je do formatu 10x10cm, tak aby w dowolnej chwili móc do nich przykleić zdjęcie, napisać coś, czy po prostu użyć jako miły ozdobnik. 

Przygotowałam też kilka innych kart stworzonych na bazie białych kart, które również docięłam do odpowiedniego formatu i zawczasu ozdobiłam - na przykład dzieciowymi chipboardami.

Włożyłam to wszystko w koszulki i teraz czeka na to, co dalej się wydarzy...
A wydarzyło się już tyle, że wydrukowałam kilka zdjęć z pierwszych dwóch miesięcy życia Antosia i rozpoczęłam faktyczne dokumentowanie wspomnień. 


W ten sposób w miarę upływu czasu album będzie uzupełniany i aby ten projekt zrealizować w całości nie potrzebuję wcale wiele czasu. Kwestia zdjęć i ułożenia wszystkiego w odpowiedniej kolejności...

Jestem w 200% nastawiona na sukces, nawet jeśli zabraknie mi czasu. To kolejny raz, kiedy minimalistyczne podejście do albumowania sprawdza mi się najlepiej!
Co myślicie o takim podejściu?
Mam nadzieję, że syn nie obrazi się, kiedy zobaczy ile albumów ma Ola... 
Dzięki za uwagę i trzymajcie się ciepło!
Buziole.