MOJE ALBUMOWE MUST HAVE

Must have. Tak już się utarło, że zamiast np. słowa „niezbędnik” używamy właśnie tego zapożyczenia. A dlaczego? Bo jest krótkie, zwięzłe i dosadne. Gdy ktoś słyszy „must have” wiadomo o co chodzi – po prostu bez tych rzeczy nie jesteś w stanie się obejść i już! Dzisiaj więc o mojej albumowej liście przebojów, czyli rzeczach bez których nawet nie zasiadam do tworzenia.

            Gotowi? A więc zaczynamy!

Nr 1. Tylko albo aż taśma dwustronna

            Wydawać by się mogło, że klejenie to czynność, z którą jest sobie w stanie poradzić nawet przedszkolak. Bo niby jaka jest filozofia w sklejeniu dwóch elementów? Bierzesz klej i… no właśnie. Z papierem nie jest łatwo. Dasz za mało kleju to się nie sklei, a jak za dużo to karta tak się pofaluje, że będzie się nadawać jedynie do tego, aby wylądować w koszu. Nie wspominając nawet o tym, że prawdopodobnie klej ucieknie sobie gdzieś bokiem i zabrudzi wszystko w około.

            Chyba każdy kto kiedyś coś próbował majstrować z papierem przerabiał ten etap, prawda? Jednak gdy poziom frustracji sięga zenitu i myślisz, że już nic nie jesteś w stanie na to poradzić wpadasz na jedną genialną myśl: taśma dwustronna, po czym biegniesz do sklepu i zakupujesz zapas na co najmniej rok. I tutaj problemy się kończą bo używanie takiej taśmy jest bardzo proste i mega wygodne. Wystarczy kilka paseczków i wszystko trzyma się na miejscu bez zarzutu w ciągu zaledwie kilku sekund, nic się nie brudzi i nie faluje i co najfajniejsze nie masz poczucia zmarnowanego czasu, nerwów i pieniędzy.

            Jeśli mam być absolutnie szczera to jestem totalną taśmo maniaczką. Serio. Jeśli muszę coś skleić i zabraknie mi taśmy to najpierw robię wszystko aby odłożyć to na później a następnie jak już koniecznie muszę to zrobić to niezwłocznie jadę po taśmę. Tak więc jeśli nadal męczycie się z klejami to polecam wypróbować a zapewniam, że wsiąkniecie na dobre. 

Nr 2. Kratka & kropki

            W moim albumie jest dużo bieli. Staram się zachować balans między kolorami i aby strony nie były zbyt przytłaczające wykorzystuję bardzo dużo jasnych kart. Poza tym biel użyta na każdej stronie zapewnia mi to, że całość jest naprawdę bardzo spójna mimo, że nie używam na okrągło tych samych kolorów. 

            Nie czuję się jednak dobrze z totalnie białymi kartami. Są dla mnie jakieś takie zbyt puste na etapie planowania stron. Brakuje mi na nich „tego czegoś” i właśnie dlatego upodobałam sobie białe karty z motywem kratki, na których naklejam zdjęcia oraz kartki A4 z motywem delikatnych kropek (jak w notesach do Bullet Journala) na których drukuję journaling. Jest to naprawdę świetne rozwiązanie bo  niby karty są jasne i proste a jednak coś się na nich dzieje. Poza tym łatwo jest dopasować je do stylu reszty strony za pomocą kolorowych naklejek czy innych dodatków.

Nr 3. Brzegi na okrągło

            Na etapie kompletowania narzędzi potrzebnych do tworzenia albumu wiele osób pomija dziurkacz do zaokrąglania rogów. Tak było i ze mną. Stwierdziłam po prostu, że na początek to zupełnie zbędny wydatek, a później już tak zostało. Jednak jak możecie zauważyć wszystkie moje karty w albumie mają zaokrąglone rogi. Jak to robiłam? Po prostu przycinałam zgodnie z jedną kartą, która miała okrągłe rogi. I tak z wszystkich czterech stron. Każdą jedną kartę na każdej stronie w calutkim albumie. Aż wreszcie zreflektowałam się, że zajmuje mi to okropnie dużo czasu nie mówiąc już o doprowadzaniu do frustracji kiedy coś nie wyszło równo.

            I pewnego pięknego dnia zdecydowałam, że dłużej tak się bawić nie będziemy i zdecydowałam się na zakup dziurkacza. I wiecie co? To była jedna z lepszych zakupowych decyzji zwłaszcza, że moja twórczość skupia się w chwili obecnej w dużej mierze na Project Life i dziurkacz jest w ruchu przy tworzeniu każdej strony. Te raz wydane kilkanaście złotych pozwala niesamowicie skrócić czas na tak trywialną czynność jaką jest zaokrąglanie rogów nie mówiąc już nawet o tym jak polepsza zdrowie psychiczne każdego pedanta.

Nr 4. (Nie)zwykłe naklejki

            Jeśli od jakiegoś czasu obserwujecie moją albumową twórczość to zapewne możecie odnaleźć kilka powtarzalnych elementów na każdej ze stron. Jedną z rzeczy, bez których moje strony nie wyglądałyby tak jak wyglądają są niezaprzeczalnie naklejki nadrukowane na przezroczystej folii. Ubóstwiam je wszystkie – kolorowe, metaliczne oraz czarne, po które sięgam zdecydowanie najczęściej. Naprawdę, nie jestem w stanie zliczyć ile już wykorzystałam arkuszy takich naklejek ale niewątpliwie bardzo dużo i nie zamierzam na tym poprzestać!

            Jednak możecie zapytać za co tak bardzo kocham naklejki? Przede wszystkim za ich uniwersalność. Te większe bowiem mogą być świetne jako tytuły dla poszczególnych kart, a mniejsze natomiast stanowią rewelacyjny dodatek do innych elementów dekoracyjnych. Zastosowań są setki a ogranicza nas tylko i wyłącznie wyobraźnia. No i oczywiście niesamowitą zaletą jest to, że właściwie żadnych akcesoriów do aplikacji naklejek nie trzeba. Po prostu naklejasz na kartę i po robocie.

Nr 5. Czas dla siebie (czyli w głównej mierze dla albumu)

            Podczas tworzenia bardzo lubię ciszę i spokój. Nie znoszę gdy ktoś mi przerywa, ciągle mnie o coś pyta albo po prostu gada jak najęty. Bardzo mnie to dekoncentruje więc w większości przypadków siadam do albumu w momencie gdy jestem w domu sama (a już szczególnie gdy nie ma mojego męża, który jest straaaaaszną gadułą). W ciszy, lub przy lekkim akompaniamencie muzyki łatwiej jest mi zebrać myśli i oddać się w pełni temu co robię. Jest to dla mnie też dużo bardziej efektywniejsze niż w sytuacji, gdy co parę minut muszę się odrywać od pracy i wracając nie wiem na czym skończyłam i co chciałam zrobić. Zdecydowanie wolę poświęcić na album godzinkę gdy jestem sama niż trzy godziny w momencie gdy wszyscy są w domu i jest milion innych rzeczy do ogarnięcia. 

***

 I to już wszystkie moje ulubione rzeczy związane z tworzeniem albumu. A jakie są Wasze albumowe must have?